Kiedy rodzic/opiekun prowadzi osobistą krucjatę względem dziecka, to życie może przynieść mu wiele niespodzianek. Mnie przynosi. Krucjat w mym rodzicielskim życiu jest wiele. I jak wiadomo z historii, każda krucjata przynosi krwawy plon. U mnie jest on w postaci tekstów typu – „Zabierasz dziecku radość. Jak możesz zabraniać dziecku słodyczy?! A nie sądzisz, że powinna raczej ładnie wyglądać, w kitce jakiejś albo sukience, … wstawcie cokolwiek. Ale TY na to pozwalasz?! Spadnie jeszcze! Ty pozwalasz jej takie rzeczy mówić?!”

I tak sobie myśląc o tych przeszłych i przyszłych krucjatach przypomniała mi się taka historia.

Normalnie do znudzenia

Odkąd w moim życiu pojawiła się pewna rezoluta dziewczynka z całym zapałem prowadzę osobistą krucjatę – Mów do dziecka NORMALNIE! Owa krucjata wynika z mojego głębokiego przekonana, że dzieci, nawet te trzy dniowe rozumieją jak się do nich mówi w NORMALNY sposób. Co później ma tylko pozytywny wpływ na naukę mowy i składanie zdań.

Tak więc z pełnym zapałem i zawziętością tępiłam i przerywałam wszystkie ciuciania, zdrobnienia i słowotwórstwo typu „sisi”, „ach bam”, „dziecko bam zrobiło”, „si nie dotykaj” i inne tego typu pomoce językowe pomagające w eksploracji świata małemu człowiekowi.

Krucjata językowa

Twierdziłam i nadal się przy tym upieram, że do mojego dziecka należy mówić normalnie. Pełnymi zdaniami, językiem dostosowanym do wieku, bez zdrobnień. Do tego nie kłamać i nie naginać faktów. Nie zakłamywać rzeczywistości i jak tata z wujkiem piją piwo, to piją piwo – napój alkoholowy dla dorosłych (czyli dla ludzi przynajmniej po 18 raku życia– naiwnie dodaję), a nie soczek dla taty. Jak ktoś chce tłumaczyć, że akurat ten soczek jest dla taty, a dla dziecka już nie – proszę bardzo. Ja sobie to daruję.

I tak mijały mi miesiące. Jedne moje przekonania weryfikowało życie. Inne utwierdziły się.

Krucjata naukowa

Dziecko rośnie, to i język się bogaci. Świadomość językowa buduje się. Dziecko mądrzeje. Mając podejrzenie że (w moim odczuciu) ministerstwo magii i zabobonów nie wyedukuje mej pociechy w zgodzie ze standardami naukowymi. Co więcej – najprawdopodobniej zupełnie wytnie obszar edukacji psychoseksualnej – postanowiłam zadbać o tę część życia, a konkretnie o sferę językową. Na ten moment.

Jak przystało na edukatorkę seksualną, która nie raz, nie dwa słyszała jak młodzież z przekąsem (także z pogardą, śmiechem i niedowierzaniem), mówi o treściach dotyczących życia w rodzinie, związków i tego co wolno K i M – postanowiłam zabezpieczyć me dziecko przed tego typu wiedzą. Zaczęłam przygotowania.

Sukces pedagogiczny

Mając poczucie sukcesu pedagogicznego, no bo skoro w domu rozmawia się normalnie o nogach rękach, włosach, sercach i cipkach (tak, wtedy me czteroletnie dziecko nazywało już swoje części ciała wprost. To również wpływa na normalizacje miejsc intymnych i min. akceptację swojego ciała.), uznałam że przyszła kolej na siusiaka.

Siusiakowa krucjata

To znaczy na penisa. Bo skoro siusiak wszedł mocno. Bo wszedł. W nawyk językowy (bez skojarzeń poproszę). Pomyślałam, trudna sprawa. Wszyscy siusiakują. Babcie, ciocie, panie w przedszkolu. Jednak dziecko me mówi poprawnie, całymi zdaniami, rozumie świetnie co się do niej mówi.

Ma doskonale wyćwiczony odbiór wybiórczy treści do niej kierowanych. Zwłaszcza tych poświęconych sprzątaniu pokoju. Umie żonglować faktami i argumentami sobie tylko znanej logice… To możemy wprowadzać siusiaka – tfu, penisa. No, wiec czekam jak grzyb na deszcz, na okazję wzbogacenia języka dziecka mego genialnego.

Okazja

Okazja nadarzyła się nader szybko, bo przy najbliższej kolacji na tapet wszedł siusiak – a jakże. Zatem jako wykształcona kobieta, nowoczesna i mądra matka odpowiedziałam na pytanie używając słowa penis i tłumacząc, że już jest dużą dziewczynką i że może używać słowa penis zamiast siusiak albo można też używać wyrazu członek. Dziecko me popatrzyło na mnie przez dłuższą chwilę w skupieniu i mówi:

– Nie. Członek nie, bo za duży.

Inne me przygody z edukacją seksualną.

Jak rozmawiać z dziećmi na krępujące nas tematy (bo przecież dzieci się nie krępują), to TU i TU.

O założeniach na temat dzieci i rodzicielskich oczekiwaniach.