Ostatnio przypomniała mi się rozmowa z pewną rezolutną czterolatką. I w tej rozmowie padło takie pytanie: Mamo, a jak chłopaki myją siusiaka?

Na początek mnie zatkało. Przed moimi oczami stanął namydlony penis. I nie żebym nie wiedziała jak wyłożyć temat, ale owa czynność kojarzyła mi się z miłymi chwilami we dwoje i nie chciałam wpuszczać w tę intymność dziecka. Zawłaszczyło już zbyt wiele intymnej przestrzeni odkąd pojawiło się na świecie. Zastosowałam zatem najlepszy wśród rodziców/opiekunów chwyt. Czyli spychologię.

– Wiesz – odparłam, chyba powinnaś zapytać jakiegoś chłopaka. Tatę albo kolegę albo kuzynów. Oni myją swoje siusiaki, to najlepiej wiedzą jak się to robi.

Po czym z radością oddałam się zachwytom nad prostotą i otwartością zadanego mi pytania. Zero skrepowania, poczucia że pytanie może być wstydliwe, krepujące i nie na miejscu. Zwyczajnie płynęła z niego czysto techniczna potrzeba zaspokojenia naturalnej dziecięcej ciekawości.

Wręczyłam sobie w myślach kilka pucharów i odznak gratulując wychowania tak mądrej, pozytywnej i ciekawej świata osoby, która wie że ma prawo zadawać pytania. I oczekuje  na te pytania odpowiedzi. Wie że może pytać o wszystko. Wie że nie ma głupich pytań. Wie że matka odpowie. Edukacja seksualna w czystej postaci. No genialna jestem i tyle. Wychowuję dziecko, które niczego się nie boi.

W tym samouwielbieniu (słusznym uważam) unosiłam się mniej więcej do następnego poranka, kiedy to po wyjściu z przedszkola dopadły mnie lęk i zgroza, że oto za kilka godzin zadzwonią z pretensjami i oburzeniem z przedszkola. Że jak to!! Że dziecko takie obcesowe pytania zadaje!!! Że bezwstydne!! Że jak wychowuję!!!

Zanim doszłam do domu i zrobiłam kawę ogarnął mnie smutek. Przecież to taki temat, że zwyczajnie można by o tym z dzieciakami podgadać. Wytłumaczyć w przedszkolu jak wygląd higiena narządów płciowych. Że chłopaki i dziewczyny myją się inaczej. Że to miejsca, których dorośli nie mogą dotykać ani nie mogą oczekiwać, że będzie je dotykało dziecko u dorosłych. Można by z tego zrobić doskonałą edukację seksualną dla przedszkolaków. Byłby to piękny początek do akceptacji swojego ciała, do ciał innych osób, do akceptacji różnorodności itp.

Przecież to –myślałam dalej – doskonale przygotowuje do szanowania granic swoich i innych. Wpływa na bezpieczeństwo dziecka, czyli je zwyczajnie chroni. Dajemy wiedzę, dzięki której dziecko wie, jakie zachowana są złe i że może powiedzieć tym zachowaniom NIE. Bo skoro wie, że ktoś przekracza jego/jej, granice to może powiedzieć to zaufanej dorosłej osobie. Właśnie dzięki temu, że ktoś dla nich ważny (np. pani nauczycielka w przedszkolu) powiedział_a im co i jak. Wytłumaczyła dlaczego, i o co chodzi.

W głowie miałam już cale szkolenie dla dyrekcji oburzonego przedszkola, które mogłabym przeprowadzić dla grona pedagogicznego i osób pracujących z dziećmi. Szkolenie miało być podstawą dotyczącą standardów edukacji seksualnej w Europie, skupiające się na rozwoju psychoseksualnym dzieci w wieku przedszkolnym.

Jednak zanim wyszłam do pracy, nic się nie wydarzyło. Nikt nie zadzwonił. Nie było pretensji, oburzenia i grożenia złożeniem skargi do opieki/sądu czy gdzie tam jeszcze. Zatem z pewnym rozczarowaniem wsiadłam w samochód i udałam się do pracy.

Kilka dni później owa rezoluta czterolatka mówi do mnie:

– Mamo, ja już wiem jak chłopaki myją siusiaka. – Wyjaśnia mi. – Biorą mydło i robią tak, i tak, i potem tak i już umyte. F mi powiedział.

Jak odpowiadać na trudne pytania.

Jeśli potrzebujesz wiedzy jak wesprzeć dziecko w rozwoju psychoseksualnym.

O założeniach jakie mamy w stosunku do dzieci.