Często, kiedy mówię, że jestem wychowawczynią w bursie, to zdarza się, że słyszę pytania: A co ty tak właściwie robisz? Siedzisz cały dzień i ich pilnujesz? Przecież to nie dzieci. A może dzieci? Ale normalni są? No to co w końcu robi wychowawca? A jak wygląda praca wychowawcy_czyni?

Kiedy byłam nastolatką świadomość istnienia zawodu wychowawcy jakoś mnie ominęła. Niby wiedziałam, że w Domach Dziecka pracują wychowawcy/wychowawczynie, ale to tyle. Co robi taka osoba? Na czym polega jej praca? Gdzie pracuje? Przez wiele lat nie wiedziałam. I prawdę mówiąc, nie interesowało mnie to. W ogóle praca z młodzieżą mnie nie interesowała, a na samą myśl o pracy w szkole dostawałam dreszczy.

Los potrafi być przewrotny.

Opowiem o tym, jak to się zaczęło

Dawno, dawno temu, pewnego wrześniowego poranka, przekroczyłam bramę niezwykłego ośrodka. W momencie, w którym mijałam furtkę, zadzwonił dzwonek lekcyjny. Po chwili z budynków wybiegły, z radosnym wrzaskiem, dzieci. Jedne poruszały się o kulach. Inne ścigały się, kuśtykając roześmiane. O mały włos, a zostałabym rozjechana przez małą dziewczynkę na wózku i jej żywo gestykulującą koleżankę. Poczułam się jak w baśni. W baśni, z której w jednym momencie wyszły wszystkie skrzaty, gnomy i wróżki.

Trochę tak było. Ośrodek okazał się magicznym miejscem. Było tak z wielu powodów. Moja praca asystentki osoby niepełnosprawnej była fizycznie wymagająca, ale ogromnie satysfakcjonująca. Uwielbiałam ją. Ośrodek był też miejscem, kiedy pierwszy raz w życiu pomyślałam o tym, że chcę być wychowawczynią.

Obecnie już prawie dekadę pracuję w bursie. Moja praca wygląda inaczej, ponieważ inna jest młodzież, z którą pracuję. Inne jest moja rola. Zmieniły się też moje doświadczenia.

Obecnie w skład moich obowiązków wchodzi zapewnienie bezpieczeństwa i dbanie o zdrowie powierzonej mi pod opiekę młodzieży, koordynowanie przebiegu nauki szkolnej i wyrównywanie braków, kształtowanie rozwoju psychofizycznego wychowanków i wychowanek, stwarzanie możliwości rozwoju zainteresowań, uzdolnień, umożliwienie uczestnictwa w kulturze, uprawianiu sportu i turystyki.

Praca wychowawcy_czyni – jeden zwykły dzień

Początek dyżuru

Każdy dzień jest inny. Jednak ramy zwykle są takie same. Zaczynam od sprawdzenia informacji w dzienniku zmianowym o tym, co się działo w bursie, kiedy mnie nie było w pracy. Sprawdzam, kto z moich ludzi (tak myślę i często mówię o młodzieży wchodzącej w skład mojej grupy), był w nocy w bursie, kto pojechał do domu, kto miał jakiś konflikt z wychowawcą_czynią nocnym lub miał pytania albo problem do rozwiązania i zgłosił go podczas mojej nieobecności. Następnie „idę „na grupę”, czyli odwiedzam pokoje wchodzące w skład grupy i sprawdzam, kto już wrócił ze szkoły, w jakim stanie są pozostawione pokoje. No i oczywiście rozwiązuję sprawy, które wymagają tego na już.

Dyżury na posiłkach

W mojej placówce wychowawcy i wychowawczynie mają dyżury w podczas posiłków młodzieży. U nas jest zasada, że młodzież schodzi na posiłek samodzielnie w wyznaczonych godzinach. Najbardziej lubię dyżury kolacyjne. Jest to moment, kiedy młodzież tłumnie schodzi do stołówki spędzić ze sobą czas.

W czasach przed covidowych łączyli stoliki, (czego oczywiście nie wolno im było robić) i siadali wspólnie jedząc, rozmawiając i generując dużo hałasu. Czasami dosiadali się do mojego stolika by porozmawiać. Czasami ja dosiadałam się do ich stolików by spędzić chwilę razem.

Dyżury są doskonałym miejscem do obserwowania społeczności bursy. Idealnie widać podczas posiłków jak nawiązują się relacje. Sercowe sprawy bursiaków przestają być tajemnicą, bo właśnie wtedy widać pierwsze ukradkowe spojrzenia, pąs na twarzy, kiedy ona przyłapie na spoglądaniu w jej stronę albo ich ciche zerwania.

Na stołówce, ujawnia się również stosunek do bursy, wychowawców i jej pracowników. Wchodzenie bez dzień dobry. Udawanie, że nie widzi się wychowawcy albo nie słyszy pani z kuchni proszącej o pomoc. Wszelkie małe i duże manifesty odbywają się na stołówce, bo to jest miejsce, w którym krzyżują się drogi bursiaków i pracowników. Podsumowując – dyżur na posiłku zawsze jest doskonałym źródłem wiedzy o młodzieży.

Dyżury na stołówce i co potem?

Potem już nadchodzi moja ulubiona część pracy. Ponieważ jest to czas, kiedy większość młodzieży jest jeszcze w szkole, bądź na zajęciach dodatkowych mam czas na zrobienie sobie herbaty i porozmawianie z innymi wychowawcami o tym, co działo się w bursie. Jakie są plany? Kto dziś będzie robił jakieś zajęcia i gdzie? Ważne by nie kolidować ze sobą. Zwykle większe imprezy i wydarzenia ustalamy na początku roku szkolnego. Mniejsze, grupowe zajęcia na początku każdego miesiąca, tak abyśmy wiedzieli, co, w jaki dzień się dzieje.

W zależności od zaplanowanych działań na dany dzień albo wracam na grupę albo przygotowuję się do zajęć, które mam zaplanowane.

Moje „bycie” z młodzieżą skupia się nie tylko na tym, że czepiam się o niewyniesione śmieci, bo oczywiście, że się czepiam, ale też na pytaniu jak minął dzień, co fajnego się wydarzyło albo, którego nauczyciela wysyłamy na księżyc. Jestem zwyczajnie ciekawa młodych ludzi, z którymi pracuję. Interesuje mnie to jak minął dzień moim bursiakom i bursiaczkom.

Wytłumaczę jeszcze kwestię narzekania na nauczycieli. Po pierwsze czy wy nie narzekacie na swoich szefów? Po drugie, swobodna możliwość wypowiedzenia złości, frustracji i poczucia niesprawiedliwości jest potrzebna każdemu do dobrego funkcjonowania. Ja na to pozwalam. Jak już wyleją się wszystkie żale i pretensje rozmawiamy sobie o wymaganiach szkolnych, systemie edukacji i o tym, że nauczyciel też człowiek. Wychodzą z tego bardzo interesujące rozmowy.

Konflikty w pracy wychowawczej

Bywają dni, kiedy moją uwagę pochłaniają konflikty pomiędzy bursiakami albo na linii wychowanek_ka – wychowawca_czyni. Co jest ciekawe, w większości przypadków konflikty wynikają ze wzajemnego niezrozumienia. W chwilach wzburzenia łatwo jest o zagalopowanie się i powiedzenie jednego słowa za dużo. A wtedy wiadomo – wszyscy się obrażają i jest koniec świata. W takich chwilach słucham, słucham i słucham. A następnie tłumaczę, jeśli zachodzi taka potrzeba albo/i wyciągam konsekwencje.

 Są i takie dni, kiedy moją uwagę pochłaniają problemy wychowawcze, które wymagają interwencji rodziców albo szkoły. Wtedy rozmawiam z osobą, której dotyczy problem. Następnie odbywam rozmowę telefoniczną z rodzicem. Czasami konsultuję się z drugim wychowawcą grupy lub innymi wychowawcami, jeśli sprawa obejmuje osoby z pozostałych grup wychowawczych.

Zajęcia, warsztaty, wydarzenia

Kolejną składową mojej pracy są zajęcia wychowawcze, które ja roboczo nazywam warsztatami (zwykle mamą postać warsztatów), projekty bursowe albo organizacja wyjść np. na łyżwy. Zazwyczaj w placówce jest tak, że wychowawcy mają przydzielone zadania i zajmują się działalnością, która jest im bliska.

W moim przypadku jest to wszystko, co ma związek z organizacją wszelakich imprez i przedstawień teatralnych. Uwielbiam tą część pracy, ponieważ pozwała mi ona poznać potencjał, jaki ma młodzież, z którą pracuję. Mam frajdę, jeśli mogę zbudować bezpieczne warunki do tego, aby mogły_li nabywać nowe umiejętności lub je doskonalić. Bardzo staram się by stworzyć im przestrzeń, w której mogą wyżyć się artystycznie, organizacyjnie i przywódczo. Uwielbiam patrzeć jak z niczego powstają fajne rzeczy. Jak oswajają się ze sobą i tworzą spektakle, przedstawienia i koncerty, które wywołują we mnie gęsią skórkę. Zawsze wtedy żałuję, że nie mogą moimi oczami zobaczyć jak dobrzy są. Przyznaję, ja się przy tym świetnie bawię.

Obchód wieczorny

W końcu przychodzi taki moment, w którym mój dyżur dobiega końca. Zawsze około 21.00 Sprawdzam stan grupy, aby mieć pewność, że wszyscy wrócili do bursy cali i zdrowi. Nikt nie ma gorączki ani spuchniętej po wuefie kostki, o której zapomniał wspomnieć kilka godzin wcześniej. Jest to też najintensywniejsza godzina mojej pracy. Bardzo ją lubię, bo wtedy toczą się najciekawsze rozmowy i wydarzenia, bo to wszystko wpływa na budowanie relacji z grupą i relacji w grupie. 

Na koniec

Jest jeszcze jedna rzecz, która jest częścią mojej pracy. W moim odczuciu jedną z najważniejszych. Są to rozmowy z młodzieżą. Czasami są poważne, innym razem absolutnie absurdalne i niepoważne. Bywają kurtuazyjne albo wychowawcze. Są też takie, które są intymne i z tajemnicami. Czasem trwają chwilę, czasami godzinę. Bywa, że są rzucone na do widzenia albo odbywają się z herbatą i siedzeniem na tapczanie albo gdzieś pomiędzy piętrami.Każda z nich jest ważna. Każda ma swoją istotną rolę w pracy wychowawczej.

Nie wyobrażam sobie mojej pracy bez tych rozmów.